środa, 29 maja 2013

Heroes Return – Peter David, Salvador Larroca – Mega Komiks 3/99 – recenzja z komiksowego lamusa

Gdy ostatnio zapowiedziałem, że na blogu zaczną pojawiać się także recenzje komiksów zastanawiałem się o jakich komiksach chciałbym pisać. Prawda jest bowiem taka, że z tym co obecnie ukazuje się na naszym rynku jestem średnio na bieżąco, trochę lepiej jest ze śledzeniem niektórych pozycji wydawanych za Oceanem, jednak wciąż mój największy sentyment wiąże się z komiksami, które czytałem jeszcze w podstawówce. Tyle tylko, że z perspektywy kilkunastu czy dwudziestu paru lat mój odbiór wielu z nich jest zupełnie inny. Stąd też pomysł, chyba nienajgorszy, aby przypomnieć obecnym czytelnikom niektóre z pozycji wydanych w Polsce kiedyś – powiedzmy do końca lat dziewięćdziesiątych. Wiele z tych komiksów wciąż jest dostępnych, często za śmieszne pieniądze. Czasem będą to rzeczy, które kiedyś już czytałem a obecnie do nich wracam, innym razem takie, które jakimś cudem ominąłem w momencie wydania. Przykładem takiej właśnie pozycji może być wydany przez TM-Semic Heroes return.


Co tu dużo kryć, komiksy Marvela z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych zawsze odbierałem z pewną rezerwą. Pojawiła się wtedy wśród rysowników tendencja do posługiwania się dość specyficzną kreską, która mi osobiście kojarzyła się trochę z mangą. I niby to nic złego, ale do klasycznego komiksu superbohaterskiego pasowało mi to (przynajmniej wtedy) nienajlepiej. Inna rzecz, że samo uniwersum Marvela w wyniku sagi Onslaughta przechodziło spore zmiany – wiele sztandarowych postaci zostało po prostu uśmierconych, a dokładniej przeniesionych do alternatywnej, kieszonkowej rzeczywistości. Heroes return jest albumem, w którym przedstawiona jest historia powrotu herosów do „głównej” rzeczywistości Marvela. I już w tym miejscu pojawia się pierwszy zarzut względem polskiego wydania – pewne wyraźnie odczuwalne z perspektywy czytelnika wyrwanie komiksu z kontekstu. Nie mając świadomości sytuacji, w jakiej znaleźli się poszczególni bohaterowie tej historii bardzo łatwo się pogubić kto, z kim, po co  i dlaczego. Niestety, krótki wstęp, choć napakowany informacjami, nie wyjaśnia w moim mniemaniu wystarczająco jasno tła opowiedzianej w albumie historii. Sam scenariusz Petera Davida nie jest może najgorszy. Autor wyraźnie kładzie nacisk na postać małego Franklina Richardsa – potencjału w nim drzemiącego i chęci wykorzystania go przez Celestian. Z drugiej strony motywacje tychże są zupełnie niejasne. Niezbyt wiarygodnie wypadają także cierpiący na amnezję bohaterowie zamieszkujący chwilowo kieszonkowy wszechświat – z jednej strony widać ogromny potencjał tkwiący choćby w oddaniu rodzinnych relacji Fantastycznej Czwórki, z drugiej jednak jest to potencjał niewykorzystany. Inna sprawa, iż herosi jakoś zbyt chętnie przyjmują wieść o istnieniu dwóch wszechświatów i własnym zapomnianym życiu. W tym sensie fabuła może wydać się nieco infantylna. Jest tu jednak kilka momentów, które fanom uniwersum Marvela sprawią pewnie sporo radości: pojedynek dwóch Hulków, sojusz (kolejny?) herosów z Dr Doomem czy wreszcie Thor zamieniony w żabę (sic!) powodują, że Heroes Return zapada w pamięć całkiem pozytywnie. 

Osobną kwestię stanowią rysunki. Jak już zaznaczyłem wcześniej nie jestem specjalnym fanem stylistyki często spotkanej w komiksach Marvela z tamtego okresu. Muszę jednak uczciwie przyznać, że po kilku stronach lektury można się do kreski Salvadora Larroci przyzwyczaić, a niektóre kadry prezentują się całkiem ciekawie. Trochę co prawda czuć „japońszczyzną”, ale to już kwestia gustu. Niestety, jakość komiksów wydawanych w tamtym okresie przez TM-Semic znacznie odbiega od współczesnych standardów. I nie chodzi mi tu nawet o kwestię papieru – jako osoba wychowana na ich wydaniach nie mam z nim problemu. Mam raczej na myśli raczej nienajlepszą jakość skanów poszczególnych plansz i dość wyblakłą kolorystykę (choć to ostatnie niektóry pewnie zapiszą komiksowi na plus). No ale taki już urok wydań TM-Semicowskich.

Ogólnie rzecz biorąc Heroes Return to całkiem ciekawa pozycja. Pokazuje wydarzenia bardzo ważne z punktu widzenia historii całego uniwersum Marvela i to z okresu, który na naszym rynku wydawniczym został w pewnym sensie trochę zaniedbany. Jeśli przymkniemy nieco oko na niedostatki wydawnicze i kilka dziur fabularnych, możemy spędzić z tym komiksem parę całkiem przyjemnych chwil. Z obecnej perspektywy jest to raczej pozycja dla tych, którzy lubią komiksowe lata dziewięćdziesiąte, nie przeszkadza im dość wybiórczy rzut oka na dany moment w historii uniwersum Marvela  i chcą wejść w historie co nieco oderwane od współczesnych produkcji Domu Pomysłów. No chyba, że mamy wieczny głód Hulka, Spider-Mana, Thora, Iron Mana, Fantastycznej Czwórki czy Dr Dooma – wtedy można Heroes return potraktować jako szybką, niedrogą przekąskę. Ja przy lekturze bawiłem się nieźle, ale raczej nie jest to komiks, do którego będę wracać. No na pewno nie główne danie, które mogłoby zaspokoić wspomniany głód.

3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...